Komorniki MTB Team we włoskim Livigno
1816 to nazwa lokalnego piwa. I wysokość, na której przyszło nam spędzić tegoroczny klubowy wyjazd. O jakiej miejscówce mowa? 🇮🇹 LIVIGNO 🇮🇹
2 busy, 14 osób, 24 rowery 🤯, 6 dni w siodle oraz niezliczona ilość tras, kilometrów i pionowych metrów. To był niezapomniany tydzień pełen przeżyć, widoków, zmęczenia i satysfakcji 👌
Gotowi na kolejną opowieść z serii KMTB Team 🟢⚫️ TOUR?
Przygotujcie dużo kawy ☕️☕️☕️ 😁
🔵NIEBO W KOLORZE BLUE
Po nocnej podróży w końcu dotarliśmy do podnóży Alp. Poranny rzut oka na imponujący Zugspitze 🇧🇪, przejazd bezkresną doliną Engandyny 🇨🇭, transfer wahadłowym tunelem i jest 🇮🇹 graniczna tama, Lago di Livignio i nasz cel - malowniczo położone, narciarskie miasteczko, które latem przeistacza się w rowerowy raj. Jest południe. Pogoda bajeczna. Szybki montaż na bazie i lecimy!
MTB
🏠 → wąwóz rzeki Torrente Vallaccia → Trepalle → Passo Eira → La Pare → Mottolino → Panoramica → Alpe Mine → 🏠
Na pierwszy ogień obowiązkowa trasa widokowa po wschodnich rejonach Livigno.
Najpierw wzdłuż rzeki i miasteczka, potem wysokim brzegiem Lago di Livigno by wreszcie strawersować soczystą ścieżką zbocze wąwozu i wspiąć się asfaltem do Trepalle. A tam, w kościółku - na miejscu naszego postoju - ślub! 💐
Ruszamy dalej na Passo Eira. Stąd prowadzi szlak na Crap de la Paré. Dość łagodna wspinaczka z małymi urozmaiceniami wyprowadza nas na kapitalny punkt widokowy 😍 Przed nami w całej okazałości Livigno, ciągnące się wzdłuż doliny, majestatyczne góry okalające miasteczko i jezioro przecudnej urody, jak fiord wciskające się w dolinę o hipnotyzującym odcieniu, a wszystko to na tle wybitnie błękitnego nieba. No po prostu zapiera dech 💙
Ale przed nami jeszcze długa droga, więc po serii zdjęć i przekąsce ruszamy. Powrót na przełęcz na szybkie piwko i kawkę i kolejna wspinaczka - Il Mottolino, czyli finał królewskiego etapu tegorocznego Giro, miejsce gdzie Pogačar zatryumfował w wielkim stylu. Ledwo 200 metrów nad Eira a zdobycie tego podjazdu wypruwa nam płuca…Odbijamy na ścieżkę trawersującą szczyt. Falujący zboczem, malowniczy singiel, trochę flow, trochę kamieni, no i “potok”, który zaspojlerował nam Paweł. Mógł to być problematyczny punkt tego dnia, ale jednak okazał się do przeskoczenia i przeniesienia, choć wcale nie dziwią znaki zakazu, które mijaliśmy po drodze 😉 I tak docieramy już niżej do leśnej części szlaku, przebijamy główną drogę by lekko wspiąć się nieco ścieżką po przeciwnej stronie doliny a potem, tuż nad naszą kwaterą, ruszyć łąką w dół wprost pod jej drzwi.
To był wyjątkowo udany dzień. Letnia, ale nie gorąca aura pozwoliła przyjemnie i bezstresowo zażyć uroków tutejszych ścieżek i chłonąć te cudowne krajobrazy. Tym bardziej, że od dłuższego czasu nad tym wyjazdem wisiały czarne chmury…
⚫️ MOKRA ROBOTA
Na deszcz “czekaliśmy” od samego przyjazdu, a w zasadzie już dobrych kilka dni przed, bo prognozy na cały wyjazd były nietęgie. Tego dnia prognoza zapowiadała opady od 14.00, chcemy więc wykorzystać choć te parę godzin. Organizują się dwie grupy i dwie metody na deszcz: szosa, bo łatwo o szybki odwrót i MTB, bo w deszczu wolniej + teren = “cieplej” 🤔
SZOSA
🏠 → Passo Eira→ Passo Foscagno → Passo Eira → 🏠
Ruszamy po 9.00. Już pod Passo Eira zaczyna popadywać. A cel dużo bardziej odległy… Po zjeździe w dość regularnym deszczu z przełęczy 7-osobowa grupa się rozpada. Wczesne załamanie pogody i perspektywa jazdy w kiepskich warunkach zniechęca pierwszą dwójkę. Reszta dociera do Passo Foscagno i tam zawraca kolejna dwójka a pozostali 200 m niżej…
To zdecydowanie żadna frajda, deszcz z góry, woda z asfaltu, prysznic spod kół przejeżdżających aut. W poczuciu niespełnienia i w krótkiej bezdeszczowej przerwie coniektórzy korzystają z długiego zadaszenia szosy wzdłuż Lago di Livigno i docierają jeszcze do tamy.
MTB
🏠 → Panoramica → Via Federia → Alpe Federia → Carosello 3000 → Coast to Coast → H-Dream → Blueberry Line → 🏠
Ekipa MTB obiera na ten dzień ambitny cel, Monte delle Rezze 2858m n.p.m. i choć tego celu nie osiąga, patrząc na warunki i tak dokonuje niemożliwego wdrapując się na szczyt Carosello.
Początki trasy biegną w sporej mierze w lesie trawersując zachodnie zbocza tego masywu by okalając je dotrzeć do doliny Via Federia. Malownicza, ale szeroka i trawiasta dolina nie daje schronienia ani od wiatru ani od deszczu. A te ani myślą odpuścić. Szerokim szutrem docieramy do schroniska. Ciepły kąt, gorąca kawa krzepią. Przed nami wspinaczka na grań. Jak się okazuje w sporej części to wspinaczka piesza. Zacinający deszczem wiatr dodatkowo spowalnia tę mozolną drogę, aż wreszcie jest! Jeziorko na grzbiecie i kolejna ciepła przystań z gorącym obiadem. Pozostaje zjazd jedną z wielu wytyczonych tu tras zjazdowych. Uwzględniając aurę stawiamy na zjazdowe flow by bezpiecznie i z maksymalną ilością frajdy wrócić na bazę. Tam mycie szlauchem rowerów i nas samych - i tak już bardziej mokrym nie da się być 😬
Pozostało się wygrzać, wyprać i czekać aż się wypada. A że jeden z klubowiczów obchodził baaardzo okrągły jubileusz, wieczór upłynął nam głośno i wesoło 😁
🔴 O JEDEN MOST ZA…MAŁO
Gdy już się wypadało, gdzieś w okolicy śniadania, a właściwie drugiej kawy ☕️☕️ ruszyliśmy nad Lago di Cancano.
MTB
🏠 → wąwóz rzeki Torrente Vallaccia → urwany most → Via Federia → Alpe Federia → Panoramica → 🏠
Znany już początek trasy przez miasteczko, wzdłuż jeziora i stop: na początku szlaku prowadzącego do wąwozu kolejny zakaz ⛔️ Zgodnie z klubowym zwyczajem ignorujemy go i ruszamy szerokim podjazdem. Po minięciu kilku przecinających drogę potoczków docieramy do miejsca, gdzie most miał nas przenieść na drugą stronę doliny. Ku naszemu zaskoczeniu przeprawa już nie istniaje a resztki mostu wiszą smutno nad rwącym potokiem rozlewającym się pod nami po całej szerokości wąwozu.
No i znów odwrót. Nad kawą i strudlem myślimy co dalej. Po namyśle ruszamy do dolinki, którą już część odwiedziła dnia poprzedniego - Via Federia. Szeroka, pusta dolina ubrana w łąki, z widokami na ośnieżone szczyty. Jak z obrazka. W wychylającym się zza chmur słońcu nabiera przyjemniejszych barw i robi bardziej przyjazne wrażenie niż dzień wcześniej.
Docieramy do znanego już schroniska na kawkę i ciacho. Tam dwójka nieobecnych w tym miejscu wczoraj rusza na szczyt sprawdzić, czy faktycznie nie da się bez butowania 🤔 reszta zawraca zaliczając szybki, szutrowy zjazd. Dalej trasa trawersuje masyw z drugiej strony, wzdłuż Livignio, z widokiem na wzgórza objechane pierwszego dnia niejako zamykając pętle Panoramica.
SZOSA
🏠 → Passo Forcola → Brusio → Passo Forcola → 🏠
Choć wyjazd z założenia był terenowy szybko okazało się kto jakie ma priorytety. Tomasz jako jedyny za rower pierwszego wyboru wskazał szosę. Jak postanowił tak działał. Kiedy reszta ekipy dumała jak uratować dzień, on już był w trasie “ku słońcu”.
Do pokonania jest w zasadzie tylko i aż jedna przełęcz: Forcola 2317m n.p.m. Pierwsze km trasy są w zasadzie płaskie i od 4 km rozpoczyna się ponad 7 km podjazdu na przełęcz. 5.4% - idealnie na rozgrzewkę. Podjazd wznosi się łagodnie, cały czas widać jego szczyt. Droga jest jeszcze mokra po nocnych opadach, wieje na szczęście w plecy. Na szczycie szybkie ubieranko w ciepłe ciuchy i zaczyna się dłłłłłuuuugggiiii zjazd. Nadal droga mokra i mocne podmuchy wiatru więc trzeba zachować ostrożność.
Z każdą minutą zjazdu jest odczuwalnie cieplej. Po kilkunastu km Tomasz dociera do malowniczego, naturalnego jeziora: Lago di Poschiavo. Wzdłuż drogi wije się tu też trasa kolei Bernina Express, która łączy włoskie Tirano ze szwajcarskimi miastami Sankt Moritz i Chur. Trasa się tutaj wypłaszcza, jest przyjemnie ciepło. Po krótkim odpoczynku dalsza jazda w dół do Brusio czyli najniższy punkt wyprawy. Pozostaje tylko zawrócić i pokonać tą samą trasę lecz w odwrotnym kierunku 🫣
Podjazd na passo Forcola od Poschiavo liczy 18,2km długości o średnim nachyleniu 7,1% do pokonania jest 1376m UP. Z racji długości podjazdu kilometry na liczniku przybywają bardzo mozolnie. Świadomość co jeszcze czeka do szczytu podjazdu nie nastraja zbyt optymistycznie… Na ostatnich km podjazdu nadchodzi lekkie załamanie pogody: silny wiatr (a jakże w twarz) i zacinający deszcz. Jest ciężko ale szczyt blisko a potem już tylko zjazd do Livigno.
Spotykamy się na bazie dzieląc się doświadczeniami tego dnia, planując kolejny, ważny dzień. Jak się okaże, zapadają wtedy kluczowe logistyczne decyzje…
🟠 KMTB TEAM I ŚWIĘTY GRAAL
Jeśli umiecie w matematykę, większość z nas zabrała na wyjazd dwa rowery. Livigno oferuje multum tras MTB i rower górski szybko by się nie znudził. Ale będąc w okolicach kultowych miejsc z Giro Italia nie sposób było odmówić sobie możliwości wjazdu na conajmniej jedno z nich. A najważniejszym był wjazd na Stelvio 😍
Wtorek to był jedyny dzień, kiedy pogoda zapowiadała się dobrze od rana do nocy. Trzeba było połączyć te kropki i przejść od słów do czynów.
SZOSA
🚐 → Umbrail Pass → Sta. Maria → Prato allo Stelvio → Passo dello Stelvio → Strada statale 38 → Bormio → 🚐
W pierwotnych planach pętla ruszała z Bormio zaliczając podjazd na Umbrail Pass, zjazd do Szwajcarii, przejazd do Prato allo Stelvio i główny podjazd na Stelvio a po nim zjazd do Bormio. Ale to dawało nam circa 100 km i 3000 m up… Dużo. Po długich deliberacjach za optymalną opcję uznaliśmy postój na Umbrail Pass, co obcina ilość metrów do podjechania o jakiś 1000. Na koniec dnia okazało się, że to był strzał w dziesiątkę. I wysiłkowy i czasowy.
Dojazd z całą logistyką zajmuje trochę czasu i ruszamy grubo po 10.00. Mimo to na przełęczy zimno. Wczorajszy opad śniegu, wczesna pora i trend pogodowy robią swoje.
Zjazd z przełęczy za to kapitalny. Ładny asfalt i mały ruch a widoki oczywiście przyjemne. Potem krótki szwajcarski odcinek łagodnie ciągnie nas w dół, a po włoskiej stronie pit-stop na kawę i ciacho, by się doładować przed podjazdem. Ciepło. Mijamy sady jabłoni. Zrzucamy cały ciepły anturaż i ruszamy na szczyt.
Stelvio to jazda indywidualna. Wspinając się non stop przez 24 km przy średnim nachyleniu 7.5% jeśli nie zrobisz tego we własnym tempie i na własnych warunkach możesz polec. Każdy ma tu swój pomysł, plan, przepis, jak to zrobić. Każdy ma też swoje założenia. Jedni jadą samotnie inni w podgrupkach. Chłoną oszałamiające otoczenie. Cisną na czas. Wjeżdżają na raz. Dokumentują.
Początkowo słońce praży niemiłosiernie. Z czasem wjeżdżamy w las i zdobywamy wysokość, a z nią narastający chłód daje odetchnąć. Gdy wyjeżdżamy z lasu szukamy już słońca by się ogrzać w jego promieniach. Prawie 2 tysiące metrów deniwelacji na trasie i 23 stopnie różnicy temperatur. Po prostu góry.
Widać już sławetne serpentyny wyrzeźbione w zboczu, nad którym majaczy przełęcz. Wciąż daleko. Licznik zakrętów zwalnia nieubłaganie. Ale towarzystwo innych kolarzy dodaje otuchy, bo niemal każdy z nich mierzy się z tym samym. A jest ich tu trochę, mimo że nas wjazd przypada na porę popołudniową. Sporo też motocykli i aut, w tym całkiem ciekawe okazy. Ale nikt nikomu nie wadzi.
Wśród motywacyjnych okrzyków kolejno wjeżdżamy na szczyt. Cała nasza ekipa, włącznie z posiadaczami górali, staje na szczycie Stelvio, najwyższej (2758m n.p.m.) drogowej przełęczy Włoch, drugiej w całych Alpach, na szczycie chyba najbardziej kultowego podjazdu Giro Italia, którego nie mogli zdobyć tegoroczni uczestnicy tego touru, ale dane było zdobyć go nam 👌😍 . Satysfakcja i ekscytacja sięgają zenitu. Przed nami rozpościera się obłędny widok w dół doliny z wstęgą asfaltu, który pochłonął nas tego dnia. Kawa z takim widokiem smakuje jak żadna inna. Można by tak siedzieć i kontemplować godzinami. Ale czasu na to oczywiście brak. Wracamy na Umbrail Pass i ci co mogą ruszają bajecznym zjazdem do Bormio nieomal pustą drogą, w promieniach popołudniowego słońca.
Jednak dla najmocniejszych to i tak było za mało. Wjechawszy szybko i sprawnie na Stelvio Ada, Pablo i Szymek postanowili “nadrobić” stracony podjazd na Umbrail Pass i kiedy reszta rzucała się śniegiem na Stelvio oni w tym czasie byli już w drodze z Bormio do Livigno zaliczając tego dnia jeszcze Passo Foscagno i dobijając do 115 km i ponad 3000 m up 🤯
🟣 AFTER PARTY
Po tak spektakularnym dniu emocje długo nie pozwalały zasnąć. A kolejny dzień znów oferował nam pogodę tylko do obiadu. Chęci i możliwości były różne i ostatecznie dzień wyglądał tak:
MTB
🏠 → Carosello 3000 → Bikers United → Madonon → Monte delle Rezze → Madonon → Bikers United → Coast to Coast → Roller Coaster → S-Way → Blueberry Line → 🏠
Korzystając z bliskości bike parku i czynnej kolejki część z nas postanawia się “zregenerować” na zjazdach. Zabawy jest oczywiście co nie miara, choć i trasy i zmęczenie swoje robią. Trochę kałuż, kamieni i ostrych zakrętów, a nawet rondo 🤯🧐 trzeba przyznać że myślą tu nieszablonowo.
MTB
🏠 → Passo Forcola → Lago Bianco → Passo del Bernina → Passo Forcola → 🏠
Kolejna podgrupka nie odpuszcza i rusza do Szwajcarii. Łagodny podjazd szerokimi drogami pod przełęczą przechodzi w strome zakosy, by za nią wbić się w góry pogranicza malowniczą, widokową ścieżką wśród pastwisk. Stelvio nie daje o sobie zapomnieć, czuć pewną niemoc w nogach, a chmury zbierają się. W najwyższym punkcie mały popas i zjeżdżamy nad jezioro by przy kawie, zupie i ciachu ustalić co dalej. Sił trochę brak, a zaplanowana trasa pochłonie ich jeszcze niemało. Staje na powrocie szosą z ewentualnymi ucieczkami na ścieżki wzdłuż drogi. Ale najpierw zjazd na stację szwajcarskich kolei, dla ścisłości najwyżej położoną europejską stację kolei bez zębatki, Ospizio Bernina 2256 m n.p.m. Wysokość, myśl techniczna i otoczenie robią wrażenie. Przyjeżdża też czerwony pociag 😀
Dalej pobliska Bernina Pass, a tam miła niespodzianka, ścieżka zamiast asfaltu. Pozwala ona dojechać aż pod ostatnie zakręty via Forcola, a po ich pokonaniu pozostaje już szybki, wygodny zjazd szutrami do Livigno.
SZOSA
🏠 → Punt dal Gall / Lago di Livigno → Livigno → 🏠
Tomasz po dwóch intensywnych dniach na szosie zaplanował prawdziwą regenerację, oczywiście też na szosie. Ktoś mówi, że w górach nie da się pojeździć po płaskim? Trasa z Livigno do zapory Punt dal Gall położonej na granicy włosko - szwajcarskiej wiedzie wzdłuż jeziora Lago di Livigno to nieomal płaska alternatywa dla podjazdów. Większość trasy wiedzie panoramicznymi tunelami pozwalającymi podziwiać widoki i - jak testowano w niedzielę - chroniącymi w razie potrzeby przed deszczem 😉
Na tamie nawrotka i fotka, powrót tą samą drogą. Po wjeździe do Livignio mamy dowolność, którą ścieżkę wybrać. Tomek przejeżdża przez centrum i kieruje się na ścieżki pieszo-rowerowe w dolinie. Można w ten sposób wykręcić kilka ładnych kilometrów podziwiając okoliczne widoki 👌
🟢 CZTERY PORY ROKU
Choć w zasadzie nie padało, pogoda wciąż się pogarszała. Coraz zimniej i wietrzniej, w prognozach śnieg. Cóż tu robić? Uciekać w ciepłe rejony 😉 Padło na “niedalekie” Tirano, czyli godzinka drogi ale i prawie wiosenna aura. Trzeba korzystać.
SZOSA
🚐 →Via del Bernina → Poschiavo → Tirano → Sentiero Valtellina → Bormio → Tirano → 🚐
Tego dnia ekipa rozbiła się aż na cztery podgrupy. Dwie z nich ruszyły z zapakowanymi na pakę szosami w kierunku Tirano przez Passo Forcola. Paweł i Kris wypakowali się w rejonie Poschiavo by ruszyć szosą w dół a następnie przetestować nową ścieżkę rowerową Sentiero Valtellina. Łączy ona Colico nad jeziorem Como z Bormio. Przejechali nią fragment od Tirano do Bormio w obie strony. Ta trasa okazuje się bardzo udaną propozycją asfaltową poza ruchem samochodowym. Bezpieczna, wygodna i widokowa, dała jednak chłopakom do wiwatu, gdyż do Bormio walczyli ze sporym wiatrem mając za razem co nieco pod górkę. Za to powrót do Tirano zaliczyli na wspomaganiu 😉
SZOSA
🚐 → Tirano → Mortirolo → Aprica → Tirano → 🚐
Reszta szosowców ruszyła do Tirano, bo tam czekała kolejna kolarska gratka - Mortirolo.
Podjazd morderczy. 12km i 1300 m up. Liczby nie kłamią, 10,8%. Średnio! Wydawałoby się, że po Stelvio nic już nie zrobi wrażenia. A jednak. Nachylenie dawało regularnie w kość przez jakieś 2/3 podjazdu. Potem było raptem ździebko lepiej.
Choć w Tirano 20 stopni, zmiana pogody po deszczu jest odczuwalna, wysokość też robi swoje i zaczyna dokuczać zimno, zwłaszcza gdy dociera tu zimny wiatr omiatający zbocze.
Ta wspinaczka jest jeszcze bardziej samotna niż Stelvio. Każdy oczywiście jedzie swoje. Droga pusta. Na starcie mija nas raptem jeden kolarz. Samochodów i motorów jak na lekarstwo. Pogoda jednak bardziej jesienna niż wiosenna, co dziwić nie powinno. A na górze nie ma gdzie wypić kawy! Jest za to toaleta z czymś na kształt przebieralni, ubieramy się więc i spadamy.
Pierwsza napotkana wystarczająco niżej kawiarnia oferuje nam w końcu ciepło i poszukiwane croissanty z kremem pistacjowym 😊 Posileni i rozgrzani ruszamy do początku kolejnego podjazdu. Długość niemniejsza, ale nachylenie ludzkie, bo raptem 3%. Docieramy do narciarskiego miasteczka Aprica. Jedzonko i ciepły ciuch i ruszamy na ostatni zjazd. Nikt nie przypuszczał, że będzie tak cudowny! Szeroki, gładki, wyprofilowany asfalt pozwalał sunąć bezstresowo w dół i czerpać z tego mnóstwo frajdy.
MTB
🏠 → Passo Forcola → Lago Bianco/ Bernina Pass→ Tirano → 🚐
Marcin z Arturem jako jedyni decydują się na MTB i postanawiają, za namową naszego super przewodnika Pawła, ruszyć na trasę z Livigno do Tirano.
Z Livigno poprzez przełęcz Forcola do stacji kolejowej Bernina najpierw długa jazda do góry po szutrach i naturalnych szlakach górskich potem zjazd z widokiem na jezioro. To trasa, którą dzień wcześniej już pokonała nasza kilkuosobowa ekipa, w tym i Marcin.
Wieje zimny wiatr, temperatura w okolicach 5 stopni potwierdza, że “ucieczka” do ciepłej doliny Tirano to dobry pomysł. Grzejemy się więc chwilę przy kawie z widokiem na lodowiec Hospiz Bernina, jemy szwajcarskie Tiramisu a potem wzdłuż przepięknej i wyjątkowej kolei Bernina Express ruszamy w kierunku Tirano. Wyjątkowość tej kolei polega na inżynieryjnym kunszcie, przepięknych widokach, pocztówkowych zakrętach, mnogości tuneli, rond i różnicy poziomów, które pociąg musi pokonać - przełęcz Bernina to prawie 2300m n.p.m, a Tirano to “tylko” 850m n.p.m. na przestrzeni kilkunastu kilometrów. Robi wrażenie.
Dalsza trasa to jest więc prawdziwe zjazdowe MTB: szlak pieszy, kamienisty, po korzeniach, szutrach co chwila krzyżujący się z koleją wymagający ciągłego skupienia, kontrolowania hamulców i rozglądania się na boki, żeby podziwiać szwajcarsko-włoskie widoki. Przy okazji strumienie, tamy, jaskinie wydrążone przez lodowce, jeziorka, łąki pełne krów, schroniska i niesamowita przyroda.
Niby cały czas rzędna maleje, ale do Tirano dojeżdżamy wyczerpani jak po 100km wyścigu. Szczęśliwi, że daliśmy radę praktycznie bez uszczerbku dojechać i na finał w cieplarnianych warunkach Tirano uraczyć się włoskim piwem 🍻
SZOSA
🏠 → Passo Forcola → Lago di Livigno → Livigno → 🏠
Ci co pozostali na miejscu wybrali się na krótką przejażdżkę wokół komina. Wspominana już przełęcz Forcola aż się prosi by ją zdobyć a tama by na niej stanąć. Ziąb i wiatr robią jednak swoje. Po zjeździe z przełęczy dalsza jazda z ciągłym, lodowatym wmordewind nie ma uzasadnienia. Rzut oka na jezioro i witaj Livigno z ciepłą knajpką i kawką ☕️🧣
⚪️ WINTER IS COMING…
Prognoza pogody mocno niesprzyjająca pod kątem rowerowym, temperatura w okolicach zera i śnieg, do tego silny wiatr… Nadchodzi niż genuański Boris, który powoduje później w Polsce powódź… Podejmujemy więc decyzję, że popołudniu ruszamy do Polski 😩
Do popołudnia jest dużo czasu, więc Adrianna i Marcin postanawiają zdobyć widoczny z okien apartamentu szczyt Monte dello Rezze: 2845 m.n.p.m. Idzie się bardzo dobrze, temperatura sprzyja intensywnej wędrówce. Po drodze mijamy dwie bacówki, które są “kompletnie” wyposażone pod kątem zmęczonych turystów: woda ze strumienia, kuchnia, podstawowe produkty spożywcze, napoje bez i alkoholowe. Szkoda, że w naszych górch tak nie jest…
Potem stada pasących się krów, osiołków, a pod nami dolina Livigno w pełnej śnieżnej krasie… Mamy chwilę zwątpienia, gdy “wychylamy” się powyżej linii drzew - intensywny śnieg i silny wiatr tłumią nasze dobre nastroje. Ale po chwili szlak chowa się na zawietrznej i kontynuujemy wyprawę.
Na górze kolejna bacówka oraz miejsce zadumy z najpiękniejszą żywą fototapetą w postaci widoku na dolinę. Kilka pamiątkowych zdjęć i uciekamy na dół. Po wycieczce zostają nam wspomnienia - góra wyższa niż Rysy zdobyta w czasie 2h 👌 oraz kilkudniowe zakwasy 🤔 Jak to jest, że po rowerze ich nie ma??? 😕😅
🟤 BYŁO, MINĘŁO
Jakże szybko przeleciał nam ten tydzień! Kolejny raz wracamy z poczuciem nienasycenia i nieodpartą chęcią powrotu. Cieszy fakt, że z roku na rok coraz liczniejsza grupa decyduje się na wspólny wyjazd, w tym także sekcja żeńska 👍 JEST MOC! 🔥 Jak widać nie taki diabeł straszny i każdy znajdzie coś dla siebie. A wsparcie w przygotowaniach, w planowaniu i już na trasie są bezcenne.
W tym miejscu chcielibyśmy podziękować panu Piotrowi Szymańskiemu - frbszymanski.pl za użyczenie super wygodnego i pojemnego busa, to był prawdziwy game changer tego wyjazdu 👌🙏 Dziękujemy też Aerify Recovery Polska za wspomaganie w regeneracji. Spodenki pierwsza klasa! 👌
Ogromne podziękowania składamy też wszystkim klubowiczom zaangażowanym w organizację wyjazdu, a w szczególności Pawłowi, który korzystając ze znajomości rejonu wziął na siebie ogromną ilość spraw do załatwienia włącznie z wytyczaniem tras. Jesteś niezastąpiony 💚💚
Z takim Teamem można wszystko! 💪
📷 Nasza galeria to setki naprawdę świetnych zdjęć, do których będziemy wielokrotnie wracać. FB daje miejsce na 80… Poczujcie się choć trochę, choć przez chwilę jakbyście tam z nami byli 😎
Komorniki MTB Team - zawsze w dobrym kierunku 🙂