Komorniki MTB Team na Strefa MTB Trophy 2023
Strefa MTB Trophy to nowa odsłona jednej z najstarszych etapówek w Polsce. XVII edycja tej imprezy przeniosła się z Beskidów na Strefa MTB Sudety.
To swoista podróż w czasie, powrót do macierzy, bo właśnie tu, w 2004 roku wszystko się zaczęło, by po latach stać się wydarzeniem, które ściąga do siebie miłośników MTB z całej Europy - i nie tylko, w takich ilościach, że językiem urzędowym na ten czas staje się angielski 😏
Nie bywamy tu, o dziwo, prawie wcale, ale w tym roku skusiliśmy się na tą 4-dniową etapówkę. 8 czerwca, w trzyosobowym składzie - Ola, Roland i Michał - nasz Team stanął na starcie w Głuszycy by przekonać się jak smakuje ten kawałek Sudetów w wersji MTB Trophy na dystansie Adventure.
1️⃣ WINDĄ NA SZAFOT
Góry Sowie i Góry Wałbrzyskie znamy tylko co nieco z perspektywy piechura i kolarza szosowego. Spodziewaliśmy się więc wszystkiego, bo choć góry wydają się łagodne, po raz - to bywa złudne, po dwa - zdolności organizatora do wyszukiwania smaczków i dokładania zawodnikom do pieca są powszechnie znane.
Stajemy więc na starcie pierwszego, a zarazem najdłuższego etapu, z kłębkiem znaków zapytania w głowie.
Ruszamy. Jeden start dla wszystkich, w końcu jest nas raptem 250 osób. Od razu w las, od razu pod górę. Trasa okazuje się być bardzo przyjazna. Naturalne drogi, ścieżki, szlaki piesze i rowerowe falujące góra - dół z nachyleniami nie odbierającymi tchu i nie wysadzającymi z roweru. Sporadyczne sztywne podjazdy dokręcają śrubę a kilka bardziej technicznych zjazdów czy błotne pole dodaje pikanterii i urozmaica jazdę. Aż do momentu, gdy naszym oczom ukazuje się ściana o piekielnym, bo aż 46% nachyleniu😱🥵. To nie jest kilka metrów wypychania tylko ciągnąca się w nieskończoność walka z grawitacją, rowerem, bólem rąk, łydek i odjeżdżającymi bez oparcia butami. Tuż za nią zjazd niemal tej samej kategorii po korzeniowym zboczu. Kumulacja wszystkich trudności w jednym miejscu, jakby ktoś się zreflektował, że może jednak jest za łatwo? Windy niestety nie było, dobrze, że ścięcie głowy odroczono (przynajmniej tym co schodzili). Na koniec jeszcze jeden dość karkołomny zjazd i sprint asfaltem do mety.
52 km/1570 m UP⬆️
2️⃣ RIDE TO SURVIVE
Padać zaczęło o 9.00. Po wczorajszym upale ma to nawet pewien urok, ale wiadomo, moknąć już na starcie to nikt nie lubi. Szybka zmiana zaplanowanej logistyki start-meta-myjka i z mieszanymi nastrojami stajemy na linii startu. Nadzieja, że szybko wjedziemy w las, topnieje z kolejnymi kilometrami spływającego wodą asfaltu. Zmoczeni z góry i od dołu w końcu wjeżdżamy w deszczowy las, który nie daje już rady nas osłaniać przed naporem deszczu. Jasne staje się, że to jest etap po prostu do przetrwania. W tej sytuacji miłym zaskoczeniem jest, że trasa jednak daje radę. Pojawiają się kałuże, płyną potoki, jest gdzieniegdzie ślisko na korzeniach, pniach czy po prostu błocie, ale ogólnie jest dobrze. Błoto raz po raz hamuje, nie jest jednak nieznośne, nadmiarowe, w niektórych miejscach robi się bardziej miękko, ale tylko czasami grząsko. Najwięcej jest wody - z deszczu i spod kół, co znacznie ogranicza widoczność na zjazdach, czasem jest więc dość hardcorowo 😱🤯
Po całkowitym przemoknięciu już niewiele się zmienia bo nie da się być już bardziej mokrym 🤪 a że jest dość ciepło, można skupić się na jeździe 😆 A trasa świetna 👌 z fantastyczną, długą ścieżką, lekkim zjazdem trawersującą strome, zalesione zbocze. Ach, tak przejechać to jeszcze raz w suchych warunkach! Lekki stresik przychodzi tylko, kiedy trasa znów prowadzi na ścianę - w tej pogodzie, bez wyciągarki - bez szans! W ostatniej chwili strzałki odbijają jednak w prawo, co za ulga 😅
Koło południa przestaje padać i robi się nawet przyjemnie. Pozostaje gnać do mety, żeby zdążyć z logistyką i wsiąść do auta przed kolejną, gigantyczną ulewą. Ledwo, ledwo, ale się udaje. Jechać w niej to byłby już dramat…
38 km/1200 m UP ⬆️
3️⃣ CIEŃ WIELKIEJ SOWY
Trzeci dzień każdej etapówki to dzień kryzysu. Zmęczenie już daje się we znaki ale końca jeszcze nie widać. I na ten właśnie dzień szefostwo zaserwowało nam najwyższy punkt wyścigu - Wielka Sowa 🦉🦉🦉 Zabolało.
Pogoda stabilizuje się na idealnym poziomie, nie za ciepło, słońce za chmurami, burze tylko liżą trasę lekką mżawką wylewając deszcz z chmur tuż za rogiem. Trasa wchodzi zaskakująco gładko, podjazdy idealne by trochę docisnąć a Wielka Sowa okazuje się być naprawdę łaskawa dla rowerowych zdobywców. Jedynie zjazd początkowo najeżony korzeniami sprawia trochę kłopotów, dalej jednak przechodzi w kapitalny, długi szlak z kamieniami i korzeniami tak idealnie w punkt, że nic, tylko puszczać klamki i frunąć. Reszta też mega przyjemna, jakby szyta pod nastroje trzeciego dnia, albo jako nagroda za wczoraj. Na koniec jeszcze tylko podjazd pod stok narciarski, żeby nie było za łatwo i powrót na metę łagodnymi, szybkimi duktami.
41 km/1400 m UP ⬆️
4️⃣ CZYŻ NIE DOBIJA SIĘ KONI?
Zmieniamy miejscówkę startowo-metową z Głuszycy na Jedlina-Zdrój i bukujemy się w przeuroczym kompleksie Pałac Jedlinka. Jak się okaże, to nie jedyna zmiana tego dnia. Przed nami ostatni etap, więc niby z górki. Profil wygląda jednak dość złowieszczo, a stosunek kilometrów do pionowych metrów nie wróży nic dobrego.
Na początek wjazd na Borową - najwyższy punkt Gór Wałbrzyskich. Niby dobrze, że będzie z głowy, ale dłuuuga ścianka o przewyższeniu 350 m i nachyleniu 20-30 % na większości podjazdu daje palącym już udom piekielny wycisk. Po krótkim, acz wymagającym zjeździe ze szczytu czeka nas interwał, jakiego dotąd nie było, krótkie, sztywne hopki usiane zwalonymi drzewami (były na wszystkich etapach, ale tu jest ich jakaś kumulacja), na zakończenie którego dobija nas ostre zejście, gdzie sztuką jest utrzymać się na nogach, a co dopiero na rowerze. A szkoda. Przed nami rzeczona, bajeczna ścieżka, wprawdzie w odwrotnym kierunku, więc z lekkim wzniosem, jednak zmęczenie odbiera co nieco nawet z tej podjazdowej przyjemności. Po kolejnych eksploatujących podjazdach czas na finał, taki na dobicie - ostatni, podwójny garb na trasie. Pierwszy to morderczy podjazd i zjazd zakończony niespodzianką w postaci skalistej mini-grani z przepaścią zamiast zjazdu (i karetką na dole 🚑), który był nie do przejechania nawet dla czołówki, a zejście z rowerem wymagało alpinistycznych wręcz umiejętności. Dobrze, że takie wygibasy też przećwiczyliśmy nad Como 😅😂 Drugi to zabójczy, sztywny podjazd dla koni z łagodnym już zjazdem i finałowym singlem po malowniczej łące prowadzącym na ostatnią kreskę.
41 km/1630 m UP ⬆️
Tego dnia zmęczenie na mecie jest kumulacją czterech dni podbite dodatkowo morderczą trasą ostatniego etapu. Mamy za sobą 1️⃣7️⃣2️⃣ km jazdy w terenie i 5️⃣8️⃣0️⃣0️⃣ m zdobytych przewyższeń. Mimo to, a może właśnie dlatego, satysfakcja i spełnienie przepełniają nasze styrane serducha. Te cudowne tereny z bezkresnym lasem pozwalają głęboko zanurzyć się w naturze, która ma tu jakiś niebywały rozmach. Intuicyjnie poprowadzone trasy wyścigu wykorzystują naturalne, górskie ścieżki, łąki, trawersy, ale też singletracki i leśne szutry z niewielką domieszką masy bitumicznej 😉 a wszystko to opiera się o system tras Strefa MTB Sudety, która jest rowerową perełką tej części Sudetów.
Organizacja - bufety, serwis, oznakowanie - znakomita, a atmosfera wsparcia i życzliwości wśród uczestników na długo pozostanie dla nas miłym wspomnieniem.
Należy dodać, że trasy zostały skrócone ze względu na trudne warunki leśne. Ogromna ilość powalonych drzew i połamanych konarów wciąż zalega na ścieżkach. Poodzierani, ale bez groźnych upadków, z całym sprzętem, choć wołającym o natychmiastową rehabilitację, wracamy do domów pozostawieni z pytaniem, czy powtórzyć tę etapówkę w pełnym wymiarze, czy może przyjechać tu na weekendową jazdę? A może raczej - co najpierw?
P.S. Nie byliśmy tu sami. Naszym dobrym duchem była Natalia, która towarzyszyła nam na starcie i mecie (a czasem też na trasie) wspierając nas w potrzebie, a w trakcie wyścigu sama na rowerze mierzyła się z górskimi ścieżkami, zdobywając m.in. Wielką Sowę i zaliczając gradobicie, przed którym nam udało się uciec. Brawo 🔥🔥
Wyniki: https://mktime.pl/strefa-mtb-trophy-2023/
Komorniki MTB Team - zawsze w dobrym kierunku🙂