Komorniki MTB Team dookoła jeziora Como
Jeśli nie znudziła Was relacja z naszej rowerowej wyprawy nad Lago di Como mamy dla Was, zgodnie z zapowiedzią, krótki spin-off tej opowieści.
Jak wspominaliśmy, po dwóch dniach przyjemnych wspinaczek rowerowych, Trzech Klubowych Śmiałków – Maciej, Mateusz i Łukasz, postanowiło wdrożyć swój plan i objechać jezioro Lago di Como. Plan ten to klasyczny sequel – w pierwszej części sprzed roku objechali Lago di Garda, a że była to część udana, projekt doczekał się kontynuacji.
Trasa wynosząca 170 km została podzielona na dwa etapy: pierwszy 65-kilometrowy etap zakończył się w malowniczej miejscowości Bellagio, natomiast drugi, dłuższy etap wyniósł 105 km drogi „powrotnej” do Colico drugą stroną jeziora.
Było łatwo i przyjemnie, bo na całej długości tylko 1500 m przewyższeń. Każde miasto po drodze zachwycało swym urokiem i włoskim klimatem a widoki wzdłuż trasy bajkowymi kadrami.
Cóż się dziwić, że po drodze w głowach śmiałków rodziły się pomysły o przeprowadzce, a nawet jeden z nich przeglądał ogłoszenia o pracę „w mini markecie lub jako listonosz”. Ale wracamy na ziemię i napiszemy trochę o trasie. Startując z miejscowości Colico ruszyli na południe w stronę Dervio i Bellano. Po drodze między miastami spora część trasy przebiegała w wyrytych tunelach w skałach o różnej długości, najdłuższy miał około 3500 m. Ta trasa najbardziej utkwiła w głowach - bez oświetlenia ani rusz, chwila nieuwagi i tragedia murowana. Przekonało się o tym dwóch z nich - na pustyni pojawia się fatamorgana, a we Włoszech, w ciemnym tunelu tak jak Mati można zobaczyć leżące zwłoki, przyhamował wtedy ostro i o mały włos nie doszłoby do kolizji z innymi uczestnikami wyprawy. Taka sytuacja.
Z uwagi na zbyt niebezpieczny odcinek z Abbadia Lariana do Lecco postanowili tę trasę pokonać na torach. Zawsze coś innego. Potem już było łatwo i przyjemnie do samego Bellagio, bez żadnych trudności. Nocny pit stop i dalej w drogę w stronę Como. Wjazd do Como był jak zdobycie statuetki w Cannes, jedno z największych miast przy jeziorze zachwycało swym przepychem, ale niestety czasu na długie zwiedzanie nie było, trzeba było ruszać dalej. Od wspomnianego Como kierując się na północ przemierzali dalej drogę, z której można było swobodniej podziwiać widoki, dopiero od Menaggio posmakowali trochę drogi rowerowej i szutru i tak do samego Colico.
„Zamykając pętle Lago di Como byliśmy dumni z naszego osiągnięcia to już drugie jezioro objechane we Włoszech i na pewno nie ostatnie!”
Ciekawe jakie Lago… znajdzie się w ostatniej (a może nie) części tej trylogii.
Komorniki MTB Team - zawsze w dobrym kierunku🙂