Andrzej na Kórnickim Maratonie Turystycznym 2024

Ola
Napisane przez Ola w dniu
Andrzej na Kórnickim Maratonie Turystycznym 2024

Relacja, a w zasadzie wspomnienie, bo troszkę czasu minęło 🫣 Ale warto!!!👌👌 Poczytajcie o Kórnicki Maraton Turystyczny 2024, w którym udział wziął nasz zawodnik Andrzej Sternal.

3 Sierpnia miała miejsce już X jubileuszowa edycja tejże imprezy odbywajacej sie na kilku dystansach 100, 200, 300 i 550 km. W tym roku całe wydarzenie odbywało się pod patronatem Hrabiego Władysława Zamojskiego, który zamieszkiwał Kórnik a jednocześnie za jego przyczyną Polska weszła w posiadanie Morskiego Oka 😯 Takie oto połączenie - Tatry oraz rower - spowodowały, że spontanicznie, w ostatniej godzinie rejestracji, tuż przed północą, zapisałem się na moją najwiekszą wyrypę rowerową w życiu(była jeszcze jedna ale o innym charakterze)

Podobno trzeba sie do ultramaratonu przygotować, a wiem to od brata, który już od kilku lat w nich uczestniczy. No niestety kolarsko ten rok jest u mnie słaby, znów mało jeżdzę, formy brak, a ponieważ jest to totalny spontan i mam na głowie sprawy prywatne i zawodowe, właściwie się nie przygotowuję… Drobny lift roweru, uzupełnienie oświetlenia, torba podsiodłowa, dętki, opony - absolutne mimimum. Dodatkowo właściwie nie do końca wierzę, że dojadę i biorę pod uwagę, że wsiądę w pociag po drodze i przyjadę do domu wcześniej 😉 Z tej przyczyny nikomu nie mówię co zamierzam robić no ale… w pracy się wydaje bo koleżanka ma męża, który też jedzie w KMT, żona natomiast wie tylko, że jadę z bratem na rower, ale nie wie gdzie…🙃

Za to dobrze przygotowuję się mentalnie, to też ważne, bo 550 km przede mną.. I w końcu jest ten dzień, Sobota, 3 sierpnia, śpię oczywiście fatalnie, zrywam się o 4:30 i dojeżdzam do Prusinowa koło Kórnika po 6:00. Start o 7:00 w I grupie. Co ma być to będzie, chyba jestem jedynym debiutantem na ultra wśród tych 17-tu, którzy zdecydowali się na ten dystans.

Start honorowy, dojazd do Kórnika na start ostry i zaczyna się szaleńcza jazda do pierwszego punktu żywieniowego. Nie mam planu na jazdę, wobec tego jadę z grupą która pędzi 34-35 km/h 🙄 ktoś mi mówił, że na ultra trzeba równomiernie rozkładać siły…🫣 No nic, ale wizja pozostania samemu już na początku średnio mi odpowiada, tak więc pędzę na obiad i chwile po 12:00 mam już 150 km za sobą…

Obiad cieżko mi wchodzi,jestem zbyt zmęczony, koledzy szybko jedzą a ja postanawiam, że muszę trochę dłużej odpocząć. Decyduję się na samotną jazdę do kolejnego PK, który jest na 260 kilometrze, pod Częstochową. To czas regeneracji po pierwszym etapie, dodam tylko, że szczęście mi sprzyja - jest ok 20 stopni i wieje generalnie północno-zachodni wiatr 😊 i tym sposobem o 17:15 mam już 260 km!!! To jest moja życiówka, poprzednia pochodziła z XX wieku…

Na tym PK ostatni raz widzę innych uczestników oraz organizatorów. Uzupełnienie elektrolitów, kalorii i jazda w Jurę Krakowsko-Częstochowską. W głowie zaczyna mi się rodzić jakiś plan: do północy 100 km do 6:00 następne 100, potem reszta. Hmm jakiś plan trzeba mieć 😁 Nastaje wieczór, potem noc, jedzie mi się bardzo dobrze, zaczynam wierzyć, że…☺️… Około 22:00 docieram na stację Orlenu w Kroczycach(340km) gdzie mam dłuższą przerwę na przebranie się i odżywienie, z opowieści i z własnego doświadczenia wiem, że stacje benzynowe w nocy to ważna rzecz ☝️

Jury ciag dalszy i tu pierwsze schody… niestety mój rower (w sensie przełożeń) nie jest na góry, niby o tym wiedziałem ale…

Kobierzyce (400km) 1:30, kolejny Orlen, jeść nie mogę, bo mnie gdzieś ściska w żołądku, ale cola robi swoje 😊. Przekraczam Wisłę (430 km) i wgrywam do nawigacji ostatni plik, który kolega brata zatytuował „RZEŹ” 🥵 No i zaczyna się. Wspominałem, że mój rower nie nadaje sie na góry i teraz wychodzi to w całej rozciągłości, jest zdecydowanie na płaską Wielkopolskę i niestety gdy jest kilkanaście % muszę prowadzić… Powtarza sie to coraz częściej, Kalwaria Zebrzydowska jest moją własną kalwarią, potem kolejne, jedna za drugą, potem zjazdy, na których trzeba ostro hamować i znów pod górę, jadę wężykiem, prowadzę…. Góra Makowska i inne nieznane wertepy, piękny poranek, który ledwo co widzę…pokonanie 50 km zabiera mi 4 godziny 😔

Jednakże pojawia się światełko w tunelu - Zawoja (482km) najdłuższa wieś w Polsce gdzie jest stacja Moya. Kupuję sobie litr coli, kanapkę na ciepło i jest prawie wspaniale 😀 Dłuższa przerwa i o 8:30 ruszam na najwyższy dziś podjazd pod przełęcz Krowiarki 1019m n.p.m.

Jestem już raczej spokojny o dojazd do celu, podjazd jest długi ale nie ma tam kilkunastu % więc biorę go na raz. Przełecz to 498 km, no to zjazd z wiatrem i już witam sie z gąską 😊 widzę Tatry !!!!

Niestety do Białki jest jeszcze 40 km w momentami koszmarnych warunkach, auta, głównie z rejestracjami KNT i KTT, chcą mnie zrzucić z drogi, ruch jest ogromny … dodatkowo tyłek juz też nie wytrzymuje….ostatnie podjazdy. Ruch samochodowy sprawia, że chcę kończyć tę przygodę jak najszybciej co nastepuję wreszcie około 13:00. Po 30 h osiągam cel 💪 witany przez ekipę brata oraz organizatorów.

Czy było warto? Wiadomo, że tak! Czy to powtórzę? Nie wiem. Cieszę się, że dojechałem bezpiecznie, bez większego kryzysu, bez „bomby” kolarskiej i bez uczucia, że nienawidzę roweru 😊

Jakie momenty ciągle tkwią w mojej głowie? Kilkunastokilometrowy nocny zjazd do Kobierzyc lasami, rozświetlone nocne niebo nad Wisłą, światła Śląska w oddali i smak zimnej coli dodającej energii…

No i jestem Ultra 😊

Komorniki MTB Team - zawsze w dobrym kierunku 🙂

Ola

Ola

Redaktor tekstów i mediów dotyczących działalności Komorniki MTB Team.